czwartek, 17 października 2019

Vincent 2

Spędziłam godzinę na porządkowaniu i tak niedużego pokoju. Nikt nie wchodził tu od kilku miesięcy, więc warstwa kurzu mogła służyć za dywan. Poupychałam też do szafek wszystkie te rzeczy, które kupiłam w Fallisie. Zadowolona z efektu i dobrze wykonanej roboty padłam na łóżko. Nie zdążyłam nawet pozbierać myśli, kiedy do środka bez pukania wpadła Ragna. 
- Szybko na mostek! - zawołała, po czym błyskawicznie zniknęła, ale udało mi się zauważyć jej błyszczące, czarne oczy. Coś musiało ją ucieszyć… Od rauz przypomniałam sobie jej podejście do Vincenta podczas obiadu i przez głowę przebiegło mi kilka wizji tego jak mogła uprzykrzyć życie magowi.
Ale nie. Kiedy dotarłam na mostek Ragna stała przed włączonym monitorem, służącym do komunikacji. Na ekranie wyświetlała się postać dobrze znanego mi oktarianina. Podeszłam bliżej i z założonymi na biodra rękoma, posłałam staremu przyjacielowi uśmiech. 
- Kogo moje piękne oczy widzą – przywitałam się.
Żółtoskóry chudzielec w eleganckim ubraniu skłonił się teatralnie.
- Nie odzywaliście się przez chwilę. Zaczynałem już szukać nowych podopiecznych.
- Zrobiliśmy sobie przerwę.
Wymieniłam z Ragną krótkie spojrzenia. 
- Masz coś dla nas? Wypadliśmy z obiegu i potrzebna nam jakaś robota – dodałam chcąc wykorzystać okazję.
- Nie, w tym momencie nic. - Westchnął, ale w jednej z jego jedenastu gałek ocznych dostrzegłam jakiś błysk.
- Jesteś pewien, że niczego przede mnie nie ukrywasz, mój drogi? - Uniosłam brew.
- Cóż… możliwe, że jest coś… coś, co teoretycznie moglibyście wziąć…
- Jesteśmy zdesperowani. Daj cokolwiek masz.
- Jakiś czas temu ktoś zamieścił w bazie zlecenie na porwanie.
- Mów dalej.
- Problem w tym, że chodzi o członka rodziny królewskiej.
- Bywało gorzej.
- No dobrze, prawdziwy problem leży w tym, że chroni go magia. Kilka drużyn i wolnych strzelców już próbowało. Kilkorgu udało się nawet uciec zanim rozerwano ich na strzępy, ale nikt nie zdołał uprowadzić dziedzica tronu.
- My damy radę – odpowiedziała z całą pewnością siebie Ragna.
Zerknęłam na nią, ale zaraz pokiwałam głową. 
- Ma rację. Bierzemy to.
Oktarianin chwilę się wahał, ale ostatecznie odpuścił. 
- W porządku… Wpiszę was i biorę standardowo piętnaście procent od nagrody. Ale… Nell kiedy zrobi się zbyt gorąco macie się wycofać.
- Zobaczymy… Prześlij nam współrzędne i dane. Skontaktujemy się z Tobą, kiedy wykonamy zadanie.
Rozłączyłam się zanim zdołał odpowiedzieć. Lepiej żeby nie zmienił zdania. 
- Porwania są w cenie, a skoro to królewicz zarobimy jeszcze więcej – ucieszyłam się. -Przygotuj broń i celę, a ja tymczasem spróbuję powiedzieć Vincentowi, że musimy zrobić jeszcze jeden maluuutki przystanek, zanim go wysadzimy.

***

Zapukałam, a chwilę później drzwi się rozsunęły i przede mną stanął Vincent ze zmierzwionymi włosami i podkrążonymi oczami. Przez chwilę przyglądałam mu się zmartwiona widokiem. Chciał wyrwać się z tamtego domu, ale jednocześnie chciał tam wrócić… 
- Chyba mam dla Ciebie złe wieści… - zaczęłam ostrożnie. - Zanim zawieziemy Cię tam gdzie chcesz, musimy jeszcze coś załatwić. To będzie szybka robota, ale dużo płacą.
- Ja też dużo płacę. – Wywrócił oczami, podirytowany obrotem sytuacji.
- Bez obrazy, ale nie aż tak dużo. - Wyszczerzyłam się, ale na widok jego miny natychmiast spoważniałam. - Mniejsza o to. I tak mamy po drodze – dodałam, nie mając pojęcia gdzie znajduje się planeta, na którą mieliśmy lecieć do pracy.
- Wszystko jedno – westchnął i zasunął drzwi z powrotem dość nagle.
- Okej… - powiedziałam do siebie.
Zrobiłam w tył zwrot, po czym wróciłam na mostek, żeby skonsultować podejście z Android.  Obejrzałyśmy mapy satelitarne, znalazłyśmy pałac, ustaliłyśmy miejsce lądowania… Zdecydowałyśmy, że wyruszymy pod osłoną nocy, a póki co będziemy trzymać się na orbicie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz