czwartek, 28 grudnia 2017

Vincent cz. 14

Musiałam przetrzeć oczy. Strasznie mnie szczypały. Gdy ponownie je otworzyłam, stopniowo z czerni zaczęła się wyłaniać przerażona do granic możliwości twarz Vincenta. Ale szybko straciłam nim zainteresowanie, kiedy przypomniałam sobie wszystko co działo się ze mną jeszcze przed chwilą. Wszystkie te bodźce, które chyba wyciszyła dla mnie Viena, teraz w pewnym stopniu wróciły i bardzo ciężko było mi się skupić. Ale wyczuwałam to wszystko, tę magię i inne rzeczy… Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zdałam sobie sprawę, że tutaj jest to nawet łatwiejsze. Nie musiałam niczego szukać, to samo się o mnie obijało. Ale było tak dużo, że po jakimś czasie zaczęłam się męczyć. 
- Nell! - Vincent w końcu nie wytrzymał. - Zamierzasz znowu zemdleć?!
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. No tak, leżałam, a powinnam siedzieć. Przynajmniej to jako ostatnie pamiętałam.
- Rozmawiałam z nią – powiedziałam słabym głosem, pomału sobie wszystko układając. Musiałam włożyć trochę energii w to, by wyciszyć hałasującą energię. Tam nie wydawała żadnych dźwięków, ale tutaj już tak.
- Z kim? - zdziwił się. - Proszę Cię, nie odbiegaj tak wzrokiem, bo mnie przerażasz… co się stało? Nelleirie, mów do mnie.
- Z Vieną. Rozmawiałam z Vieną. Nauczyła mnie jak to kontrolować.
Jego mina wyrażała tak dużo, że nie potrafiłabym jej dobrze opisać. Ale gdy tak nie niego patrzyłam, zaczęłam się zastanawiać jak wygląda jego struktura. To była czysta energia. Jedno, wielkie skupisko wielkiej energii. Ale osłaniała je jakaś bariera, nie mogłam dostać się bliżej, ani zobaczyć szczegółów. 
Poczułam, jak unosi mów podbródek, zmuszając mnie, żebym patrzyła mu w oczy. Przyjrzał mi się uważnie. 
- Byłaś nieprzytomna przez kilka minut i teraz bredzisz. Nie zadziałało? Ale  nie mogę przeczytać Twoich myśli, więc… powinnaś tryskać tym wszystkim, pamiętam jak we mnie ujawniła się moc. To był paskudny widok…
- Viena zabrała mnie gdzieś… - zmarszczyłam brwi. - Nie potrafię tego wyjaśnić, ale to była wielka , ciemna pustka. Czułam się jakbym zaraz miała wybuchnąć, a jednocześnie spalić się, zamarznąć… wszystko naraz. Ale ona się mną zaopiekowała, wyjaśniła jak to działa… Nauczyła mnie rozróżniać różne rodzaje energii i substancji i jak budować tarczę z magii… Rozwaliłam sufit.
Patrzył na mnie ze zdziwieniem. 
- Do Ciebie nie przyszła bogini? - zapytałam z przekąsem.
- Jakoś nie. Może była zajęta… Ale nie ważne. Jak się czujesz?
- Dziwnie… ale w porządku. Jestem wykończona. Ale boję się zasnąć… Sam mówiłeś jak ciężko to przeżywałeś. Może jeśli zasnę to przestanę tak nad tym panować i…
<Spokojnie, moje dziecko. Pomogę Ci. Musisz odpocząć.>
- Nell?
Pokręciłam głową i przetarłam twarz dłońmi. 
- To znowu ona… Odzywa się w mojej głowie i mówi co powinnam zrobić.
- I co powinnaś teraz zrobić?
- Iść spać. - Uśmiechnęłam się lekko. - Ufam jej.
Widziałam, że nie był pewien jak potraktować moje uduchowienie, ale po krótkiej chwili pokiwał głową i okrył mnie kołdrą. 
- Będę tu, na wszelki wypadek. Jeśli coś będzie się działo, od razu mów.
- Jasne – odparłam i mimowolnie ziewnęłam.
Nie tracąc czasu odwróciłam się na drugi bok i przytuliłam się do poduszki. Niemal natychmiast zalała mnie fala spokoju i zasnęłam.

Nie byłam do końca pewna, czy to co Viena powiedziała mi wtedy było prawdą, ale miałam wrażenie, że tak. Mówiła mi o tym, jak zachowywać równowagę między żywiołami i jak nawiązać połączenie z naturą. Wyjaśniła, że utrata kontroli wiąże się z nagromadzoną w ciele magią, która nie ma swojego ujścia. Aby temu zapobiec, należy regularnie przelewać ją w coś innego. Jej ulubionym sposobem było uzdrawianie, ale można też opiekować się roślinami, budować… było wiele opcji. Mówiła, żebym nigdy nie bała się próbować. Żebym pogłębiała swoją wiedzę, poprzez praktykę i szukanie rozwiązań problemów. Chciała żebym była dociekliwa. Zapewniła mnie też, że będzie nade mną czuwać. 
Obudziłam się z poczuciem, że wszystko będzie dobrze. 
Obraz stopniowo się klarował. Vincent siedział na brzegu łóżka i jak zwykle czytał jakąś książkę. 
- Hej… - powiedziała, trochę zachrypniętym głosem.
Uśmiechnął się i zamknął księgę, po czym odłożył ją na bok, poświęcając mi całą uwagę. 
- Nie rozwaliłam niczego? - zapytałam, rozglądając się po pokoju, sennym wzrokiem.
- To dość zaskakujące, ale nie…
- Jak często używasz magii?
Uniósł brwi, zdziwiony pytaniem.
- Prawie nigdy… kiedy próbuję, to wymyka się spod kontroli.
- Kiedy pomogłeś mi z tamtym draniem, nic nie wymknęło się spod kontroli – przypomniałam mu i z satysfakcją zauważyłam, że to rozważa. - Viena mówi, że magia naturalnie wypełnia nasze ciała. A my nie możemy doprowadzić do sytuacji, że zbierze się jej zbyt dużo. U Ciebie tak chyba właśnie się dzieje. I dlatego przy odczuwaniu silniejszych emocji, albo gdy coś mocno się zaskoczy, dzieje się to, co się dzieje.
- Viena jest przemądrzała – prychnął, a ja się zaśmiałam.
- Wcale taka nie jest. Jest miła i mądra. Chce, żebym była bezpieczna.
- To tak jak ja.
- Ty też jesteś miły i mądry? - Uniosłam brew, chcąc się z nim trochę podroczyć.
- A nie?
Wzruszyłam ramionami. 
- Przez pierwsze dwa tygodnie daleko Ci było do miłego.
- I wiesz już dlaczego, więc nie miej do mnie pretensji. - Posłał mi zadziorny uśmiech. - To ja miałem Cię uczyć, ale role chyba się odwróciły… Pomożesz mi pozbyć się nadmiaru energii? - zapytał, przybierając zdecydowanie bardziej nieśmiałą postawę.
- No pewnie – odparłam, rozbawiona. - Tylko lepiej chodźmy do ogrodu.
- Jest już po zmroku.
- Boisz się ciemności? - Uniosłam brew.
Wywrócił oczami i wyszedł wraz ze mną. Poruszaliśmy się bardzo cicho, żeby nikt przypadkiem nas nie nakrył i nie zapytał gdzie się wybieramy. Co prawda wszyscy powinni już spać, ale lepiej było nie ryzykować. 
Byliśmy już prawie przy  drzwiach, kiedy Valeria zastąpiła nam drogę. 
- Gdzie się panicz i panienka wybierają o tej porze? - zapytała surowym tonem.
Spojrzeliśmy na siebie, próbując zachować spokój. 
- Gwiazdy! - palnęłam. - Idziemy pooglądać gwiazdy!
- Namalujcie je sobie na suficie. Na dworze jest zimno i nie pozwolę, żeby się panicz roz… i panienka rozchorowali. Sio, sio!
W starciu z nią nie mieliśmy żadnych szans. Chcąc nie chcąc musieliśmy wrócić do pokoju. 
Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do okna. 
- Może wyjdziemy tędy…
- Tu nie ma drzwi.
Posłałam mu łobuzerski uśmiech. 
- To je sobie zrobimy. No chodź. Chcesz to rozwalić, a potem poskładać? Ja chyba nie mogę. Mam używać magii tylko do czynienia dobra, a rozbijanie okna chyba nie jest specjalnie dobre…
- Ale robisz to, by pomóc mi się przełamać, a to jest dobre.
- Fakt. To będzie trudniejsze niż myślałam. Ale i tak Ty spróbuj.
Skinął głową i stanął przed oknem, a ja wyjątkowo mocno skupiłam się na utrzymaniu tarczy wokół siebie. Vincent przez chwilę stał w bezruchu, ale po pewnym czasie zauważyłam, że szyba drga. Czekałam cierpliwie, ale nic więcej się nie działo. 
- No dalej! - ponagliłam go. - Nie bój się tego!
- Przecież się nie boję! - warknął, a sekundę później okno spowiła gęsta pajęczyna pęknięć. Wstrzymałam oddech, gdy Vincent ostrożnie opuścił miliony odłamków na ziemię tak, by wylądowały w równym rządku na podłodze.
- Brawo! - ucieszyłam się. - A teraz chodźmy czarować!
Musiałam przetrzeć oczy. Strasznie mnie szczypały. Gdy ponownie je otworzyłam, stopniowo z czerni zaczęła się wyłaniać przerażona do granic możliwości twarz Vincenta. Ale szybko straciłam nim zainteresowanie, kiedy przypomniałam sobie wszystko co działo się ze mną jeszcze przed chwilą. Wszystkie te bodźce, które chyba wyciszyła dla mnie Viena, teraz w pewnym stopniu wróciły i bardzo ciężko było mi się skupić. Ale wyczuwałam to wszystko, tę magię i inne rzeczy… Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zdałam sobie sprawę, że tutaj jest to nawet łatwiejsze. Nie musiałam niczego szukać, to samo się o mnie obijało. Ale było tak dużo, że po jakimś czasie zaczęłam się męczyć.
- Nell! - Vincent w końcu nie wytrzymał. - Zamierzasz znowu zemdleć?!
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. No tak, leżałam, a powinnam siedzieć. Przynajmniej to jako ostatnie pamiętałam.
- Rozmawiałam z nią – powiedziałam słabym głosem, pomału sobie wszystko układając. Musiałam włożyć trochę energii w to, by wyciszyć hałasującą energię. Tam nie wydawała żadnych dźwięków, ale tutaj już tak.
- Z kim? - zdziwił się. - Proszę Cię, nie odbiegaj tak wzrokiem, bo mnie przerażasz… co się stało? Nelleirie, mów do mnie.
- Z Vieną. Rozmawiałam z Vieną. Nauczyła mnie jak to kontrolować.
Jego mina wyrażała tak dużo, że nie potrafiłabym jej dobrze opisać. Ale gdy tak nie niego patrzyłam, zaczęłam się zastanawiać jak wygląda jego struktura. To była czysta energia. Jedno, wielkie skupisko wielkiej energii. Ale osłaniała je jakaś bariera, nie mogłam dostać się bliżej, ani zobaczyć szczegółów.
Poczułam, jak unosi mów podbródek, zmuszając mnie, żebym patrzyła mu w oczy. Przyjrzał mi się uważnie.
- Byłaś nieprzytomna przez kilka minut i teraz bredzisz. Nie zadziałało? Ale nie mogę przeczytać Twoich myśli, więc… powinnaś tryskać tym wszystkim, pamiętam jak we mnie ujawniła się moc. To był paskudny widok…
- Viena zabrała mnie gdzieś… - zmarszczyłam brwi. - Nie potrafię tego wyjaśnić, ale to była wielka , ciemna pustka. Czułam się jakbym zaraz miała wybuchnąć, a jednocześnie spalić się, zamarznąć… wszystko naraz. Ale ona się mną zaopiekowała, wyjaśniła jak to działa… Nauczyła mnie rozróżniać różne rodzaje energii i substancji i jak budować tarczę z magii… Rozwaliłam sufit.
Patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Do Ciebie nie przyszła bogini? - zapytałam z przekąsem.
- Jakoś nie. Może była zajęta… Ale nie ważne. Jak się czujesz?
- Dziwnie… ale w porządku. Jestem wykończona. Ale boję się zasnąć… Sam mówiłeś jak ciężko to przeżywałeś. Może jeśli zasnę to przestanę tak nad tym panować i…
<Spokojnie, moje dziecko. Pomogę Ci. Musisz odpocząć.>
- Nell?
Pokręciłam głową i przetarłam twarz dłońmi.
- To znowu ona… Odzywa się w mojej głowie i mówi co powinnam zrobić.
- I co powinnaś teraz zrobić?
- Iść spać. - Uśmiechnęłam się lekko. - Ufam jej.
Widziałam, że nie był pewien jak potraktować moje uduchowienie, ale po krótkiej chwili pokiwał głową i okrył mnie kołdrą.
- Będę tu, na wszelki wypadek. Jeśli coś będzie się działo, od razu mów.
- Jasne – odparłam i mimowolnie ziewnęłam.
Nie tracąc czasu odwróciłam się na drugi bok i przytuliłam się do poduszki. Niemal natychmiast zalała mnie fala spokoju i zasnęłam.

Nie byłam do końca pewna, czy to co Viena powiedziała mi wtedy było prawdą, ale miałam wrażenie, że tak. Mówiła mi o tym, jak zachowywać równowagę między żywiołami i jak nawiązać połączenie z naturą. Wyjaśniła, że utrata kontroli wiąże się z nagromadzoną w ciele magią, która nie ma swojego ujścia. Aby temu zapobiec, należy regularnie przelewać ją w coś innego. Jej ulubionym sposobem było uzdrawianie, ale można też opiekować się roślinami, budować… było wiele opcji. Mówiła, żebym nigdy nie bała się próbować. Żebym pogłębiała swoją wiedzę, poprzez praktykę i szukanie rozwiązań problemów. Chciała żebym była dociekliwa. Zapewniła mnie też, że będzie nade mną czuwać.
Obudziłam się z poczuciem, że wszystko będzie dobrze.
Obraz stopniowo się klarował. Vincent siedział na brzegu łóżka i jak zwykle czytał jakąś książkę.
- Hej… - powiedziała, trochę zachrypniętym głosem.
Uśmiechnął się i zamknął księgę, po czym odłożył ją na bok, poświęcając mi całą uwagę.
- Nie rozwaliłam niczego? - zapytałam, rozglądając się po pokoju, sennym wzrokiem.
- To dość zaskakujące, ale nie…
- Jak często używasz magii?
Uniósł brwi, zdziwiony pytaniem.
- Prawie nigdy… kiedy próbuję, to wymyka się spod kontroli.
- Kiedy pomogłeś mi z tamtym draniem, nic nie wymknęło się spod kontroli – przypomniałam mu i z satysfakcją zauważyłam, że to rozważa. - Viena mówi, że magia naturalnie wypełnia nasze ciała. A my nie możemy doprowadzić do sytuacji, że zbierze się jej zbyt dużo. U Ciebie tak chyba właśnie się dzieje. I dlatego przy odczuwaniu silniejszych emocji, albo gdy coś mocno się zaskoczy, dzieje się to, co się dzieje.
- Viena jest przemądrzała – prychnął, a ja się zaśmiałam.
- Wcale taka nie jest. Jest miła i mądra. Chce, żebym była bezpieczna.
- To tak jak ja.
- Ty też jesteś miły i mądry? - Uniosłam brew, chcąc się z nim trochę podroczyć.
- A nie?
Wzruszyłam ramionami.
- Przez pierwsze dwa tygodnie daleko Ci było do miłego.
- I wiesz już dlaczego, więc nie miej do mnie pretensji. - Posłał mi zadziorny uśmiech. - To ja miałem Cię uczyć, ale role chyba się odwróciły… Pomożesz mi pozbyć się nadmiaru energii? - zapytał, przybierając zdecydowanie bardziej nieśmiałą postawę.
- No pewnie – odparłam, rozbawiona. - Tylko lepiej chodźmy do ogrodu.
- Jest już po zmroku.
- Boisz się ciemności? - Uniosłam brew.
Wywrócił oczami i wyszedł wraz ze mną. Poruszaliśmy się bardzo cicho, żeby nikt przypadkiem nas nie nakrył i nie zapytał gdzie się wybieramy. Co prawda wszyscy powinni już spać, ale lepiej było nie ryzykować.
Byliśmy już prawie przy drzwiach, kiedy Valeria zastąpiła nam drogę.
- Gdzie się panicz i panienka wybierają o tej porze? - zapytała surowym tonem.
Spojrzeliśmy na siebie, próbując zachować spokój.
- Gwiazdy! - palnęłam. - Idziemy pooglądać gwiazdy!
- Namalujcie je sobie na suficie. Na dworze jest zimno i nie pozwolę, żeby się panicz roz… i panienka rozchorowali. Sio, sio!
W starciu z nią nie mieliśmy żadnych szans. Chcąc nie chcąc musieliśmy wrócić do pokoju.
Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do okna.
- Może wyjdziemy tędy…
- Tu nie ma drzwi.
Posłałam mu łobuzerski uśmiech.
- To je sobie zrobimy. No chodź. Chcesz to rozwalić, a potem poskładać? Ja chyba nie mogę. Mam używać magii tylko do czynienia dobra, a rozbijanie okna chyba nie jest specjalnie dobre…
- Ale robisz to, by pomóc mi się przełamać, a to jest dobre.
- Fakt. To będzie trudniejsze niż myślałam. Ale i tak Ty spróbuj.
Skinął głową i stanął przed oknem, a ja wyjątkowo mocno skupiłam się na utrzymaniu tarczy wokół siebie. Vincent przez chwilę stał w bezruchu, ale po pewnym czasie zauważyłam, że szyba drga. Czekałam cierpliwie, ale nic więcej się nie działo.
- No dalej! - ponagliłam go. - Nie bój się tego!
- Przecież się nie boję! - warknął, a sekundę później okno spowiła gęsta pajęczyna pęknięć. Wstrzymałam oddech, gdy Vincent ostrożnie opuścił miliony odłamków na ziemię tak, by wylądowały w równym rządku na podłodze.
- Brawo! - ucieszyłam się. - A teraz chodźmy czarować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz