piątek, 29 grudnia 2017

Vincent cz. 15

Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę ogrodu. Było by tam zupełnie ciemno, gdyby nie światło księżyca i małe, świecące robaczki, które tłoczyły się na krzewach owocowych. Było dość chłodno, ale nie chciałam iść na łatwiznę i wrócić do sweter. Zamiast tego zaczęłam się zastanawiać jak ogrzać powietrze. 
< Skup się na ruchu drobinek powietrza. >
Podpowiedziała mi Viena. Cząsteczki faktycznie poruszały się w dość jednostajnym tempie. Spowodowałam, że zwolniły, ale zrobiło mi się jeszcze zimniej. Zanim zupełnie zamarzłam, przyspieszyłam ich ruch i tym razem trafiłam. 
Vincent spojrzał na mnie pytająco. 
- Ciągle się uczę – odparłam z uśmiechem.
Odpowiedział mi tym samym i poprowadził mnie w kierunku wygaszonego ogniska. Jak przystało na bogatych ludzi, nie było to zwyczajne ognisko, a ozdobione pięknymi kamieniami, równo ułożonymi w okręgu. Wokół znajdowały się wygięte ławki z miękkimi poduszkami. 
- Do wzniecenia ognia też potrzeba magii – wyjaśnił, a potem wziął głębszy oddech i skupił się na przygotowanych na środku kawałkach drewna.
Spodziewałam się, że zaraz pojawi się tam mały płomień, ale ogień buchnął tak bardzo, że z zaskoczenia przewróciłam się do tyłu i opadłam na ławkę. I parsknęłam śmiechem. Vincent natychmiast zgasił ogień i usiadł obok. 
- Tak, nie panikuj – odparłam, rozbawiona jego miną. - A jak tam Twój nadmiar energii?
- Już lepiej. Dzięki. - Posłał mi uśmiech i oparł się wygodniej.
- Powinnam Cię przestraszyć, żeby sprawdzić czy nie wybuchniesz.
- Taaak, wolałbym jakieś przyjemniejsze sposoby.
Po chwili odchrząknął i wstał, podając mi rękę. 
- Może zróbmy coś jeszcze? - zapytał, zerkając na mnie. 
- Może by tak dziecko?
Mamusia stała z założonymi rękoma, mierząc nas lodowatym spojrzeniem. Za nią widziałam Valerię, ale gdy tylko poczuła, że spełniła swój obowiązek – odeszła. Mamusia natomiast hardo stała w miejscu i czekała na wyjaśnienia. Problem w tym, że za bardzo mnie zatkało, żeby cokolwiek wyjaśniać. 
- Doprawdy, Vincencie. Myślałam, że jesteś dość rozsądny, aby nie szlajać się nocą po ogrodzie i robić… te dziwne rzeczy, które robisz!
- To nie są dziwne rzeczy, tylko magia, mamo. Ile razy mam Ci powtarzać, że to nie ode mnie zależy – odparł, zaciskając zęby.
-  Ale od Ciebie zależy przyszłość naszej rodziny. I nie życzę sobie, żebyś dłużej marnował swoje życie. Załatwiłam Ci już chyba najlepsze warunki, a Ty nadal nie przykładasz wagi do niczego, co ma znaczenie!
Widziałam, że nie radzi sobie z tą rozmową najlepiej, gdy zaczął zaciskać pięści. Bałam się, że mimo tych paru sztuczek, zaraz magia wyleje się z niego i kogoś skrzywdzi. Szybko wstałam z ławki i stanęłam przed nim. 
- To moja wina… - powiedziałam, siląc się na wielki smutek. Dolna warga zaczęła mi lekko drżeć. Ugryzłam się także w policzek, żeby pojawiły się łzy.
Mamusię to trochę zbiło z tropu. 
- On się przecież stara, robi wszystko jak trzeba, a ja i tak nie mogę zajść w ciążę. - Pociągnęłam nosem i załkałam. - Nie wiem dlaczego, naprawdę nie wiem…
- Oh – powiedziała, a potem wahając się podeszła i przytuliła mnie. - W porządku, kochanie. Nie minęło wcale tak dużo czasu… jeszcze się wam uda… - mówiła, ja ja wkładałam wszystkie siły w to, żeby się nie roześmiać. - Wracajmy już do domu. Zamarzniecie tutaj.
Pokiwałam głową, zbyt zrozpaczona, aby mówić, rzecz  jasna. Vincent szedł za nami w drodze do domu i nie odezwał się nawet słówkiem. Za to z powagą kiwał głową, gdy matka przekazywała nam wyrazy współczucia i zapewniała, że już niedługo na świecie pojawią się maluszki. 
Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi od naszego pokoju, schowałam się pod kołdrą i wyśmiałam za wszystkie czasy. Gdy w końcu wyjrzałam znad pościeli, widziałam, ze Vincent siedzi na fotelu z twarzą ukrytą w dłoniach i też trzęsie się ze śmiechu.
- Ale wybaczysz mi, że jeszcze nie mamy dzieci? W końcu minął już miesiąc, no nie… - zwróciłam się do niego ze smutną minką, a on wziął głęboki oddech żeby się uspokoić i popatrzył na mnie z przechyloną na bok głową.
- Nie wiem… może będę musiał sobie załatwić nową żonę.
- Rozumiem. W takim razie pozwól tylko, że ukradnę ile uniosę i podpisuję papiery rozwodowe.
Jego uśmiech trochę osłabł. 
- Skoro wcześniej czytałeś mi w myślach, to wiesz jaki mam plan.
- Tak – przyznał. - Ale jednak… będzie mi Ciebie brakować. - Uniósł kącik ust. - Jesteś moją pierwszą przyjaciółką.
Oburzyłam się.
- Przyjaciółką! Jestem Twoją żoną, szpadlu!
Złapałam za poduszkę i rzuciłam w niego. Skubany zdążył się jednak odchylić. Podniósł poduszkę z ziemi i za pomocą magii zebrał także pozostałe, a potem wszystkie naraz wylądowały na mnie. Kiedy zdążyłam się już wygrzebać, Vincent siedział obok i śmiał się ze mnie. Zmrużyłam oczy i zmarszczyłam nos, posyłając mu groźne spojrzenie. Ale jakoś się nie przestraszył. Zawiedziona przytuliłam do siebie jedną z poduszek. Wybrałam akurat tą na której się opierał i uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy poleciał na materac. 
Westchnął i zabrał mi poduszkę z powrotem, a gdy nachyliłam się, żeby ją ukraść, przytrzymał mnie ręką. Zamrugałam z zaskoczeniem. 
- Nie potrafię czytać Ci w myślach, wiesz? - szepnęłam, bo byliśmy naprawdę blisko siebie.
- Ja Tobie też nie i to okrutnie frustrujące – wyznał.
Parsknęłam śmiechem i po chwili wahania pocałowałam go w policzek. 
- Jakoś to przeżyjesz.
Uśmiechnął się pod nosem, ale tylko na chwilę. Potem przez dłuższą chwilę przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Sama zaczęłam żałować, że nie potrafię się dowiedzieć o czym tak intensywnie myśli. Nagle uśmiechnął się tak, jakby powstrzymywał śmiech, a potem odwrócił wzrok  i zabrał z szafki książkę. Ułożył się wygodnie obok mnie i zaczął czytać. 
Zaczęłam się zastanawiać o co mu chodziło. Może był jakiś sposób, żeby złamać tę jego blokadę umysłu i się tego dowiedzieć… 
Położyłam się wygodnie obok niego, udając, że czytam razem z nim. Mogłam wyczuć magię w nim i wokół niego. A telepatia też jej trochę zużywa. Jeżeli ma jakąś charakterystyczną właściwość, będę wiedziała w którym miejscu zacząć kopać. 
< Jest zbyt potężnym magiem, żebyś złamała blokadę. >
Lekko się wzdrygnęłam, gdy usłyszałam w swojej głowie głos Vieny. Nie wiedziałam czy słyszy moje myśli, ale…
Jesteś pewna? Może gdybym próbowała dość mocno…
< Nie, moje dziecko.>
Zdawało mi się, że jest rozbawiona. Ale ufałam jej, więc postanowiłam sobie odpuścić. Wymsknęło mi się szybkie westchnienie, przez które wprawiłam w ruch kosmyk jego włosów. Oblałam się rumieńcem, mając nadzieję, że jest zbyt zaczytany, żeby w ogóle to zauważyć. A było to bardzo prawdopodobne. Odczekałam kilka krytycznych sekund, ale nawet się nie poruszył, więc odetchnęłam z ulgą, ale już dużo wolniej. 
W końcu z nudów zaczęłam czytać. Skończyłam obydwie strony, ale on dalej ich nie przewracał, choć czekałam cierpliwie. W końcu pomachałam mu ręką przed twarzą – zero reakcji. Podniosłam się na łokciu, żeby spojrzeć na niego i odkryłam, że ma zamknięte oczy. 
Zabrałam od niego książkę i odłożyłam na stolik, po czym narzuciłam na niego kołdrę, najostrożniej jak potrafiłam. Wolałabym żeby się teraz nie zerwał i nie rzucił we mnie krzesłem w obronie. Tym bardziej, że tym razem bym mu oddała szafą. 
Misja zakończyła się sukcesem i nawet nie drgnął. Uśmiechnęłam się do siebie i sama także postanowiłam iść spać. Ta cała magia potrafiła być męcząca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz