środa, 27 grudnia 2017

Vincent cz. 12

Przez chwilę patrzyłam na zamyślonego Vincenta, analizując te wszystkie informacje. W tekście nigdy nie padła nazwa planety, jedynie miasto. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduje. Nie było tam też nic o tym, jak wyglądali tamtejsi ludzie. Czy czymś się wyróżniali. 
- Czy Nelleirie to Twoje prawdziwe imię? - zapytał w pewnym momencie Vincent.
- Tak, a co?
Uśmiechnął się pod nosem i złapał za pierwsza lepsza kartę i ołówek. Napisał moje imię a pod spodem nazwę miasta magów. 
- Nelleirie, oNELLE-kRIE. Przypadek?
Spojrzałam na niego groźnie, nadal drążył. Ale zgodziłam się temu przyjrzeć i musiałam przyznać, że było to trochę dziwne. 
- Babcia wymyśliła dla mnie imię… - powiedziałam cicho i z wahaniem, wiedząc, że zacznie pękać z satysfakcji. 
- Widzisz! - tak jak myślałam…
- Widzę. - Posłałam mu lodowate spojrzenie. - Pewnie zaraz zapytasz skąd naprawdę jestem i będzie „Ooo to tak blisko do ich planety!”.
- Nie mam pojęcia gdzie jest ich planeta – odparł rozbawiony. - Ale wątpię, żeby to było blisko. Minęło jakieś sto osiemdziesiąt lat. Ludzie dużo się przemieszczają, szczególnie w ostatnim ćwierćwieczu.
- Prawda. Zwiedziłam już ze sto galaktyk.
- Jak to jest? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem.
- Oh, niesamowicie! W domu tylko się dusiłam, a na własnym statku mogę być zupełnie wolna. Mogę obudzić się rano i stwierdzić, że mam ochotę na drinka w Dyernie i zaraz ustawić tam kurs. Następnego dnia jestem już na innej planecie, a tydzień później w zupełnie innej galaktyce! Poznałam tyle dziwacznych istot, że chyba byś padł gdybyś je zobaczył! I te ich obyczaje, religie, jedzenie… oh, jedzenie jest nie do opisania! I muzyka! W ogóle sztuka!
Przyglądał mi się z uśmiechem, aż w końcu poczułam się dziwnie i się zamknęłam. Przeszłam pod okno i lekko uchyliłam firanę, by spojrzeć na ogród. Niestety deszcz zupełnie zamazał obraz, chociaż lubiłam też obserwować krople ścigające się po szybie. 
- Mógłbym Cię nauczyć wszystkiego co wiem – odezwał się nagle Vincent, ale nie spojrzałam na niego.
Cały czas wpatrywałam się w to samo miejsce, zupełnie pochłonięta myślami o tej całej rozmowie. Moje życie często przybierało nieco niebezpieczny wymiar. Gdyby nie Ragna i Lor nie raz mocno był oberwała. Ba, pewnie już byłabym martwa. To, że potrafię kogoś porządnie kopnąć, właściwie rzadko kiedy wystarcza w tym świecie, gdzie magia jest obecna niemalże wszędzie. Ale wtedy znowu wróciłam pamięcią do sytuacji z poranka i wzdrygnęłam się mimowolnie. 
- Mówiłeś, że tracisz kontrolę. I poczułam konsekwencje na własnej skórze. Jeśli w ogóle udało by się odblokować to we mnie, zakładając, że to wszystko prawda, to… to ja też miałabym przerąbane. Zanim nauczyłabym się to jako tako opanowywać minie mnóstwo czasu i…
- Mówiłaś, że podoba Ci się miasto i lubisz spędzać tam czas. - Przerwał mi, krzyżując ręce.
Ustał na drugim końcu długiego okna i oparł się bokiem o ścianę. 
- No gdybym rozwalała wszystko na swojej drodze, to raczej nie mogłabym tam spacerować.
- Posłuchaj… mi zajęło to tyle czasu tylko dlatego, że nie miałem drugiego maga za nauczyciela. Ślęczałem nad starymi księgami, nad zwojami i tłumaczyłem go tygodniami, żeby nauczyć się chociaż jednej drobnej sztuczki. Ale Ty miałabyś dużo łatwiej!
- Ale Ty wciąż nie masz nad tym pełni władzy.
- Nie… - przyznał. - Ale zamierzam mieć.
- A więc jednak jesteś optymistą – prychnęłam. - Jak dla mnie to wcale nie jest takie proste i nie wystarczy mieć pozytywnych myśli. To zbyt wielkie ryzyko.
- Przynajmniej spróbujmy.
- I co, zablokujesz mnie z powrotem, jeśli zacznę zrywać dach i rzucać we wszystkich meblami?
- Tak. - Wzruszył ramionami. - Chyba wiem jak to zrobić.
- Chyba?! Jesteś poważnie popieprzony!
Ze złością westchnęłam, a on jedynie cicho się zaśmiał, czym wkurzył mnie jeszcze bardziej. Spojrzałam na niego, a mojej głowie pojawiło się ważne pytanie. 
- Dlaczego właściwie tak bardzo Ci zależy?
- Szczerze mówiąc jest kilka powodów. Po pierwsze, Twoje bezpieczeństwo. Po drugie mam silne poczucie, że zmarnowalibyśmy okazję. Znalazłaś się tutaj akurat w czasie, gdy próbowałem rozgryźć tę konkretną księgę i tak się składa, że mam umiejętność przywrócenia Twojej mocy. Ciekawe, nie sądzisz? Wygląda na to, że to najzwyczajniejszy w świcie przykład przeznaczenia. No i trzeci powód… to samolubne, ale to byłaby naprawdę iła odmiana móc spędzić trochę czasu z kimś takim jak ja.
Był szczery albo bardzo dobrze udawał. A lustrowałam go wzrokiem na tyle długo i pewnie, że raczej zdradziłby się, gdyby nie mówił prawdy. Pokiwałam więc głową, spokojnie analizując jego słowa. 
- Czy to bezpieczne, żeby zrobić to tutaj?
- Zobaczymy. - Wzruszył ramionami, a tym razem to ja parsknęłam śmiechem.
- Przysięgnij, że zablokujesz mnie, gdy tylko Cię o to poproszę. - Spojrzałam na niego śmiertelnie poważnie.
Położył rękę na sercu i obiecał, co trochę mnie uspokoiło. Nadal miałam ogromne wątpliwości, ale czułam, że naprawdę powinnam spróbować. Jeśli tego nie zrobię i wyjadę, będę żałować do końca życia i zastanawiać się co by było, gdyby… To doprowadziłoby mnie do szaleństwa. 
Przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Więc?
Odrobina szaleństwa nie zaszkodzi, a przecież może się okazać, że nic się nie stanie. Skinęłam głową i podeszłam trochę bliżej, stając niemal na baczność. Byłam trochę zbyt spięta. 
- Jestem gotowa. Jak to się robi? Bo raczej nie mam żadnego magicznego guzika, który włącza i wyłącza bycie magiem.
- Nie do końca – odparł ze śmiechem. - To może Ci się nie spodobać…
Zaczął się trochę zbyt nerwowo patrzeć na swoje buty. 
- Mów – zażądałam, posyłając mu nieustępliwe, lodowate spojrzenie.
- Cóż… mogłem Cię tak odrooobinę okłamać… - zaczął ostrożnie. - Możliwe, że jednak… jakby to powiedzieć… jednak potrafię czytać w myślach….?
W tym momencie mój instynkt samozachowawczy otworzył butelkę wódki i zaszył się kącie, bo ja, jak ostatnia wariatka, walnęłam CHOLERNEGO MAGA w brzuch. Vincent zgiął się w pół, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sytuacji, a mnie aż sparaliżowało ze strachu. Vincent trochę pokaszlał, pojęczał i powoli podniósł się do pionu, opierając się o ścianę, by nie stracić równowagi. Potem spojrzał na mnie z bólem wypisanym na twarzy. 
- No dobra, zasłużyłem sobie – sapnął.
- Nie mogłabym zgodzić się bardziej – powiedziałam, udając taką pewną siebie, ale jeszcze przez dobre dwie minuty miałam nogi jak z waty. Ciągle przychodziły mi do głowy te wszystkie plany jakie snułam, jak robiłam kosztorys wszystkiego, co zamierzałam ukraść… Boże, jak sobie wyobrażałam jego i mnie w… STOP. Muszę nauczyć się przestać myśleć!
- Nie, wystarczy, że nauczysz się wznosić blokadę umysłu – wyjaśnił Vincent, nie przejmując się tym, że ciągle grzebie mi w głowie jak patykiem w mrowisku. - Ale możesz to zrobić dopiero jak odblokujemy Twoje magiczne zdolności.
- To lepiej szybko, bo tracę cierpliwość – warknęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz