Trzeba było przyznać, że na zadowolonego nie wyglądał. Nie zdążyłam jednak poznać jego zdania na ten temat, bowiem usłyszałam parkujący przy budynku samochód. Niespełna pięć sekund później otworzyły się drzwi, a że siedziałam do nich tyłem to nie miałam pojęcia kto wszedł do środka, dopóki Zimowy Żołnierz nie padł na podłogę, łapiąc się za serce.
- Co tu się dzieje!? - warknęła Heilari, podbiegając do mnie, by za chwilę przeciąć więzy.
Żołnierz w tym czasie wił się na podłodze z bólu. Zerknęłam na niego z satysfakcją, rozcierając obolałe ręce. Zaraz jednak posiodłam wzrok na Heili, która bardzo wkurzona oczekiwała na sprawozdanie.
- Co Ty tu robisz? Zaraz, wszczepiłaś mi jakiś czip namierzający? - zapytałam, wstając z krzesła. Zaraz jednak zakręciło mi się w głowie i musiałam usiąść z powrotem.
- Co Ci przyszło do głowy?! - Tym razem zwróciła się do Zimowego. – Miałeś podobno jakieś inne zajęcie!
- Ona jest w to zamieszana! - wysapał na tyle, na ile pozwolił mu ból w klatce piersiowej.
- Niby jak możesz być zamieszana w polowanie na agenta Hydry? - Popatrzyła na mnie.
Heilari coś wiedziała, ale nie miała pojęcia o Rayanie. Przez chwilę nie wiedziałam nawet jak zacząć, a jęki Żołnierza wcale nie pozwalały mi się skupić.
- Opanuj go najpierw, bo głowa mi pęka – odparłam.
Wywróciła oczami, a wtedy on przestał się kręcić. Ostatnim wydanym przez niego na ten moment dźwiękiem było westchnienie ulgi.
- Więc?
- Okazuje się, że… że Rayan Stark po raz kolejny zdołał mnie oszukać – powiedziałam z trudem, bo jednak przyznanie się do tego nie było proste a ona jeszcze…
- Zawsze wiedziałam, że to skończony dupek!
- Wiem…
- I Twój ojciec też to wiedział!
- Wiem…
- No dobra, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba teraz ten bajzel posprzątać. Bo rozumiem, że on jest tym agentem? - Z ostatnim pytaniem zwróciła się do Żołnierza, który wciąż regenerował siły na podłodze.
Powoli podniósł się do pozycji siedzącej, kiwając głową.
- Znacie się?…
- To moja… córka przyjaciela… Nieważne. Jesteś cała?
- Jasne.
- Dobrze. Zapraszam towarzystwo do samochodu.
Złapała mnie za ramię i pomogła mi utrzymać pion. Nic już więcej nie mówiła. Żołnierz pozbierał swoje rzeczy i dołączył do nas, gdy wsiadałyśmy już do auta.
Zanim ruszyliśmy z miejsca Heili wyjęła ze skrytki kilka batoników i podała mi je, wiedząc jak bardzo umieram z głodu.
- Wiesz gdzie on jest? - zapytała, kiedy byliśmy już w drodze.
- Miał wracać do domu, ale pewnie jest już na drugim końcu świata.
- Znajdziemy go. Zabierzesz parę rzeczy, a ja w tym czasie odwiedzę Morozowa. Nie miałam jeszcze okazji skorzystać z jego usług, ale on jest teraz najbardziej dostępny.
- Jest w porządku.
Jechaliśmy w ciszy. Dochodziła już dwudziesta pierwsza, więc zapadał zmrok. Wtedy nawet nie obeszło mnie to, że większość dnia spędziłam jako nieprzytomna ofiara porwania. Siedziałam na fotelu i gapiłam się w przestrzeń. Wola walki chwilowo wyparowała i ustąpiła miejsca zrezygnowaniu i beznadziei. Nie zauważyłam kiedy Heilari zaparkowała przed moim domem. Dopiero kiedy szturchnęła mnie w ramię zaczęłam się rozglądać i zdawać sobie sprawę, że jesteśmy już tutaj.
- Co jeśli jest w środku? - zapytałam, nie ruszając się z miejsca.
Heilari musiała chyba „skanować” okolicę, bo przez kilka sekund milczała.
- Nie ma go. Będę z powrotem za pół godziny.
- Okej…
- No chyba, że wolisz zostać w domu i obżerać się czekoladą, a ja to załatwię i zadzwonię, gdy będzie po wszystkim…
- Chyba żartujesz! - gwałtownie odwróciłam się do niej, zyskując nagle trochę energii.
Uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Pół godziny.
Dom był nieprzyjemnie cichy.
Chcąc uniknąć spotkania z kimkolwiek, od razu skierowałam się do mojego pokoju. Po otwarciu drzwi wystarczyło mi jedno spojrzenie na wnętrze zabałaganionego pomieszczenia, żeby wiedzieć co się stało.
Był tutaj i zabrał swoje rzeczy w wielkim pośpiechu.
Moją pierwszą myślą była chęć ucieczki i zaszycia się w jakimś ciemnym kąciku, bym mogła się wypłakać. Jednak nie miałam na to czasu. Należało zacisnąć zęby i spakować się w kilka minut, by mieć jeszcze czas na ogarnięcie się i zjedzenie czegokolwiek. Wcale nie chciałam tego robić, ale gdybym się teraz poddała… przegrałabym na całej linii.
Po dwudziestu minutach byłam już gotowa i czekałam na podwórku.
Heilari nadjechała o czasie, więc wrzuciłam plecak do bagażnika, a sama usiadłam obok niej, podczas gdy Żołnierz cichutko egzystował na kanapie z tyłu.
Nie bardzo potrafię powiedzieć co działo się przez najbliższych kilka godzin. Ciągle się wyłączałam. Wiem tyle, że prywatne lotnisko obsługiwał jakiś stary facet, który przekazał Heili samolot i tyle go widzieliśmy. To był nieduży szybowiec. Większość lotu przespałam i podobno nie budziłam się nawet w czasie najgorszych turbulencji.
W hotelu dostaliśmy trzyosobowy pokój z widokiem na blokowisko. Ale był tani i ponoć niedaleko wszystkiego. Położyłam się na łóżku pod ścianą i gapiłam się w okno, mimochodem przysłuchując się Heilari rozmawiającej przez telefon. Dzwoniła do różnych osób i mówiła w różnych językach. Najczęściej nie miałam pojęcia czego dotyczy rozmowa, ale oprócz jej głosu panowała cisza. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, dopiero po godzinie zaczęło świtać. Wtedy też Heili założyła na siebie kurtkę i stanęła przy drzwiach.
- Mam spotkanie z informatorem. To nasza najlepsza szansa, więc bądźcie grzeczni i czekajcie aż wrócę. Żadnego związywania – popatrzyła na Żołnierza – i żadnego drapania – tu skierowała spojrzenie na mnie. - Będę za kilka godzin.
Z chwilą zamknięcia się za nią drzwi znowu nie dało się słyszeć żadnego dźwięku. Modliłam się o jakiś wypadek na ulicy pod oknami, albo jakąś dziką imprezę u sąsiadów… cokolwiek, na czym mogłam skupić swoje myśli.
- Ja… przepraszam za to… za wcześniej… - wyszeptał Żołnierz.
Było to na tyle ciche, że nie byłam pewna czy przeprasza mnie, czy samego siebie, sądząc, że znajduje się dość daleko. Ale gdy podniosłam na niego wzrok okazało się, że jednak mówił do mnie.
- Mhm – to było wszystko, co zdołałam z siebie wydać.
- Naprawdę mi przykro – dodał już pewniej. - Powinienem powiedzieć Heilari na kogo poluję, wtedy nic takiego by się nie wydarzyło.
- A propos Heilari… - Podniosłam się na łokciu i oparłam o poduszkę tak, by móc mieć na niego lepszy widok. - Wy pracujecie razem? Co to jest za zespół?
- Pomaga mi ich namierzać. Na początku nie wiedziałem nawet od czego zacząć, a ona ma takie znajomości, że… - nabrał powietrza, kręcąc głową.
Uśmiechnęłam się, wiedząc o co chodzi. Heilari znała wszystkich. Kiedy czegoś potrzebowała, zawsze wiedziała do kogo się zwrócić i kto może jej pomóc.
- Zapomniałbym…
Wstał ze swojego łóżka, a z kieszeni wyjął moją komórkę i podał mi ją razem z pierścionkiem. Byłam pewna, że gdzieś w czasie pościgu zgubiłam obydwie rzeczy, chociaż za drugą rozpaczałam teraz znacznie mniej. Przyjrzałam się małemu brylantowi, zastanawiając się co z nim zrobić. Ostatecznie doszłam do wniosku, że wepchnę go Rayanowi do gardła, kiedy tylko go dorwę.
Po włączeniu telefonu na wyświetlaczu pokazały się informacje o kilkunastu nieodebranych połączeniach i podobnej liczbie wiadomości. Głównie od Friday, kilka od innych członków załogi. Jeden sms od mojej siostry trochę mnie zaniepokoił, ale okazało się, że pytała tylko o termin zapisów na zawody. Przez chwilę rozważałam czy powinnam się z nią skontaktować i wygadać… ale póki co chyba nie był to najlepszy pomysł. Pewnie wkurzyłaby się tak bardzo, że sama znalazłaby tego kretyna w pięć minut i zabiła go zanim zdążyłabym chociaż do niej dołączyć. A to nie wchodziło w grę.
Zatem odpisałam tylko Fri, dając znać, że biorę urlop na czas nieokreślony i niech nie pyta dlaczego, bo i tak jej nie powiem.
Trzeba było przyznać, że na zadowolonego nie wyglądał. Nie zdążyłam jednak poznać jego zdania na ten temat, bowiem usłyszałam parkujący przy budynku samochód. Niespełna pięć sekund później otworzyły się drzwi, a że siedziałam do nich tyłem to nie miałam pojęcia kto wszedł do środka, dopóki Zimowy Żołnierz nie padł na podłogę, łapiąc się za serce.
- Co tu się dzieje!? - warknęła Heilari, podbiegając do mnie, by za chwilę przeciąć więzy.
Żołnierz w tym czasie wił się na podłodze z bólu. Zerknęłam na niego z satysfakcją, rozcierając obolałe ręce. Zaraz jednak posiodłam wzrok na Heili, która bardzo wkurzona oczekiwała na sprawozdanie.
- Co Ty tu robisz? Zaraz, wszczepiłaś mi jakiś czip namierzający? - zapytałam, wstając z krzesła. Zaraz jednak zakręciło mi się w głowie i musiałam usiąść z powrotem.
- Co Ci przyszło do głowy?! - Tym razem zwróciła się do Zimowego. – Miałeś podobno jakieś inne zajęcie!
- Ona jest w to zamieszana! - wysapał na tyle, na ile pozwolił mu ból w klatce piersiowej.
- Niby jak możesz być zamieszana w polowanie na agenta Hydry? - Popatrzyła na mnie.
Heilari coś wiedziała, ale nie miała pojęcia o Rayanie. Przez chwilę nie wiedziałam nawet jak zacząć, a jęki Żołnierza wcale nie pozwalały mi się skupić.
- Opanuj go najpierw, bo głowa mi pęka – odparłam.
Wywróciła oczami, a wtedy on przestał się kręcić. Ostatnim wydanym przez niego na ten moment dźwiękiem było westchnienie ulgi.
- Więc?
- Okazuje się, że… że Rayan Stark po raz kolejny zdołał mnie oszukać – powiedziałam z trudem, bo jednak przyznanie się do tego nie było proste a ona jeszcze…
- Zawsze wiedziałam, że to skończony dupek!
- Wiem…
- I Twój ojciec też to wiedział!
- Wiem…
- No dobra, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba teraz ten bajzel posprzątać. Bo rozumiem, że on jest tym agentem? - Z ostatnim pytaniem zwróciła się do Żołnierza, który wciąż regenerował siły na podłodze.
Powoli podniósł się do pozycji siedzącej, kiwając głową.
- Znacie się?…
- To moja… córka przyjaciela… Nieważne. Jesteś cała?
- Jasne.
- Dobrze. Zapraszam towarzystwo do samochodu.
Złapała mnie za ramię i pomogła mi utrzymać pion. Nic już więcej nie mówiła. Żołnierz pozbierał swoje rzeczy i dołączył do nas, gdy wsiadałyśmy już do auta.
Zanim ruszyliśmy z miejsca Heili wyjęła ze skrytki kilka batoników i podała mi je, wiedząc jak bardzo umieram z głodu.
- Wiesz gdzie on jest? - zapytała, kiedy byliśmy już w drodze.
- Miał wracać do domu, ale pewnie jest już na drugim końcu świata.
- Znajdziemy go. Zabierzesz parę rzeczy, a ja w tym czasie odwiedzę Morozowa. Nie miałam jeszcze okazji skorzystać z jego usług, ale on jest teraz najbardziej dostępny.
- Jest w porządku.
Jechaliśmy w ciszy. Dochodziła już dwudziesta pierwsza, więc zapadał zmrok. Wtedy nawet nie obeszło mnie to, że większość dnia spędziłam jako nieprzytomna ofiara porwania. Siedziałam na fotelu i gapiłam się w przestrzeń. Wola walki chwilowo wyparowała i ustąpiła miejsca zrezygnowaniu i beznadziei. Nie zauważyłam kiedy Heilari zaparkowała przed moim domem. Dopiero kiedy szturchnęła mnie w ramię zaczęłam się rozglądać i zdawać sobie sprawę, że jesteśmy już tutaj.
- Co jeśli jest w środku? - zapytałam, nie ruszając się z miejsca.
Heilari musiała chyba „skanować” okolicę, bo przez kilka sekund milczała.
- Nie ma go. Będę z powrotem za pół godziny.
- Okej…
- No chyba, że wolisz zostać w domu i obżerać się czekoladą, a ja to załatwię i zadzwonię, gdy będzie po wszystkim…
- Chyba żartujesz! - gwałtownie odwróciłam się do niej, zyskując nagle trochę energii.
Uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Pół godziny.
Dom był nieprzyjemnie cichy.
Chcąc uniknąć spotkania z kimkolwiek, od razu skierowałam się do mojego pokoju. Po otwarciu drzwi wystarczyło mi jedno spojrzenie na wnętrze zabałaganionego pomieszczenia, żeby wiedzieć co się stało.
Był tutaj i zabrał swoje rzeczy w wielkim pośpiechu.
Moją pierwszą myślą była chęć ucieczki i zaszycia się w jakimś ciemnym kąciku, bym mogła się wypłakać. Jednak nie miałam na to czasu. Należało zacisnąć zęby i spakować się w kilka minut, by mieć jeszcze czas na ogarnięcie się i zjedzenie czegokolwiek. Wcale nie chciałam tego robić, ale gdybym się teraz poddała… przegrałabym na całej linii.
Po dwudziestu minutach byłam już gotowa i czekałam na podwórku.
Heilari nadjechała o czasie, więc wrzuciłam plecak do bagażnika, a sama usiadłam obok niej, podczas gdy Żołnierz cichutko egzystował na kanapie z tyłu.
Nie bardzo potrafię powiedzieć co działo się przez najbliższych kilka godzin. Ciągle się wyłączałam. Wiem tyle, że prywatne lotnisko obsługiwał jakiś stary facet, który przekazał Heili samolot i tyle go widzieliśmy. To był nieduży szybowiec. Większość lotu przespałam i podobno nie budziłam się nawet w czasie najgorszych turbulencji.
W hotelu dostaliśmy trzyosobowy pokój z widokiem na blokowisko. Ale był tani i ponoć niedaleko wszystkiego. Położyłam się na łóżku pod ścianą i gapiłam się w okno, mimochodem przysłuchując się Heilari rozmawiającej przez telefon. Dzwoniła do różnych osób i mówiła w różnych językach. Najczęściej nie miałam pojęcia czego dotyczy rozmowa, ale oprócz jej głosu panowała cisza. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, dopiero po godzinie zaczęło świtać. Wtedy też Heili założyła na siebie kurtkę i stanęła przy drzwiach.
- Mam spotkanie z informatorem. To nasza najlepsza szansa, więc bądźcie grzeczni i czekajcie aż wrócę. Żadnego związywania – popatrzyła na Żołnierza – i żadnego drapania – tu skierowała spojrzenie na mnie. - Będę za kilka godzin.
Z chwilą zamknięcia się za nią drzwi znowu nie dało się słyszeć żadnego dźwięku. Modliłam się o jakiś wypadek na ulicy pod oknami, albo jakąś dziką imprezę u sąsiadów… cokolwiek, na czym mogłam skupić swoje myśli.
- Ja… przepraszam za to… za wcześniej… - wyszeptał Żołnierz.
Było to na tyle ciche, że nie byłam pewna czy przeprasza mnie, czy samego siebie, sądząc, że znajduje się dość daleko. Ale gdy podniosłam na niego wzrok okazało się, że jednak mówił do mnie.
- Mhm – to było wszystko, co zdołałam z siebie wydać.
- Naprawdę mi przykro – dodał już pewniej. - Powinienem powiedzieć Heilari na kogo poluję, wtedy nic takiego by się nie wydarzyło.
- A propos Heilari… - Podniosłam się na łokciu i oparłam o poduszkę tak, by móc mieć na niego lepszy widok. - Wy pracujecie razem? Co to jest za zespół?
- Pomaga mi ich namierzać. Na początku nie wiedziałem nawet od czego zacząć, a ona ma takie znajomości, że… - nabrał powietrza, kręcąc głową.
Uśmiechnęłam się, wiedząc o co chodzi. Heilari znała wszystkich. Kiedy czegoś potrzebowała, zawsze wiedziała do kogo się zwrócić i kto może jej pomóc.
- Zapomniałbym…
Wstał ze swojego łóżka, a z kieszeni wyjął moją komórkę i podał mi ją razem z pierścionkiem. Byłam pewna, że gdzieś w czasie pościgu zgubiłam obydwie rzeczy, chociaż za drugą rozpaczałam teraz znacznie mniej. Przyjrzałam się małemu brylantowi, zastanawiając się co z nim zrobić. Ostatecznie doszłam do wniosku, że wepchnę go Rayanowi do gardła, kiedy tylko go dorwę.
Po włączeniu telefonu na wyświetlaczu pokazały się informacje o kilkunastu nieodebranych połączeniach i podobnej liczbie wiadomości. Głównie od Friday, kilka od innych członków załogi. Jeden sms od mojej siostry trochę mnie zaniepokoił, ale okazało się, że pytała tylko o termin zapisów na zawody. Przez chwilę rozważałam czy powinnam się z nią skontaktować i wygadać… ale póki co chyba nie był to najlepszy pomysł. Pewnie wkurzyłaby się tak bardzo, że sama znalazłaby tego kretyna w pięć minut i zabiła go zanim zdążyłabym chociaż do niej dołączyć. A to nie wchodziło w grę.
Zatem odpisałam tylko Fri, dając znać, że biorę urlop na czas nieokreślony i niech nie pyta dlaczego, bo i tak jej nie powiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz